IV.
Powroty do przeszłości...
Oto wściekle nieznośny temat,na którego dźwięk przewraca się Serce w środku i teatralnym gestem wpada do budki suflera...
"- No nie!
Tak się nie da żyć! - odrzeknie Rozum,machający nerwowo rękami strojnymi w blade płachty skóry.
- Ale ja.. Ale ja nie potrafię..
- Tak,tak,już słyszałem tą bajeczkę! Takie bzdury w morzu mchem porastają... - machnął niecierpliwie prawicą.Zdegustowany Rozum podszedł do swojego ulubionego krzeszła,zamaszyście zgarnął zeń ulubioną gazetę i zasiadł wygodnie,oficjalnie kończąc rozmowę z niespełna rozumu kompanem.
Serce jednak nie dawało za wygraną:
- A bo ty to głupi jesteś! Ciągle byś tylko tak siedział i nic nie robił,a cały świat niechaj się sam składa i układa! Pff... Niedojda życiowa jedna,jakiś zardzewiały pomiot dawnej chwały,zapchlony kundel bez dachu nad głową,wielki mi panicz! Pfff...
Niewzruszony Rozum dalej podążał wzrokiem za czarnymi liniami tekstu.
Serce wyszło z ukrycia i spojrzało smutno na sufit ich teatru.Niebo dziś rozgwieździło się na dobre,choć w tle płynęły gdzieś harmonijnie ciche strugi deszczu.
- Hej,słyszysz to? Jak to jest możliwe,że pada,skoro widzę gwiazdy?
Rozum podniósł głowę we wskazanym kierunku.
- A skąd wiesz,moje dziecko,że to nie satelity krążą tak po atmosferze,a deszcz jest tylko echem burzy gdzieś daleko stąd?
Serce zamyśliło się chwilę.
- ...Chybabym to poczuła,prawda?"
Nie poczułam.Ani Serce,ani Rozum nie mogło przewidzieć tego,co nastąpiło przez jeden niewinny taniec myśli... przez idiotyczne połączenie faktów,które uplotły z jedwabiu sznur snujący się wokół szyji,głowy,dłoni przez następne dwa i pół roku.
Choć czy to wszystko nie zaczęło się jeszcze wcześniej? Na brudnej podłodze,w oparciu o farbowaną ścianę,te dziwne gwoździe wbijane codziennie w dziecięcą pustkę?
Tymczasem wykopałam z pamięci taki oto wierszyk.Pisany pod osłoną wschodu słońca,w kałuży szarego papieru i przeziębienia... z widokiem na spokojną twarz pana Cienia,jego ciepły niczym promienie świtu oddech,sen sypiący się na zmęczone dniem powieki... Niby był to tylko śpiący chłopiec,którego każdy napotkany przypadkiem przechodzień mógłby łatwo wymazać z pamięci. . .
Ale nie dwa i pół roku
Dwa i pół roku
Dwa i pół
04:45 - LIST GOŃCZY
"Mój panie mężu,gdybyś miał nadejść,
Uciec nie będzie dezercją,
A mądrą decyzją kapłana żywota,
Na świętych wielkie usługi.
Mój panie mężu,gdybyś miał przybyć,
Z lekką chorobą płynąć pod nurt,
Błyszcząc znad cienia gałęzi i kwiatu,
Gasnąc fontanną z gwiazd zachodu
Mój panie mężu,gdybym miała czekać,
Na rzęs linię wodną - żywy akwarel między strunami,
Niesforne zbóż trawy,jagód kiść gładki
Słodycz niebios odkrytą mi niewinnie..
Gdybym musiała czekać...
Tak powiedz mi,miła ma Dafne - czy serca ciche bicie
I wiosny oddech jak śpiewu kłosy,
Mogą zastąpić drzew prastarych cichość?
Tak powiedz mi,miła ma Persefono - czy wydarte burzą owoce
I życie ich rwane zbyt długo,
Mogą płynąć na równi z górskim potokiem?
Tak rzeknij Apollo choć słowo - spójrz na swe dłonie,
Opiewany nieznośnie pomnik chwały,
Ileś razy wyrywał ust korzenie,
Ileś jezior napełnił obcymi łzami,
A zazdrość,a gniew? A ocean pochyły?
A radość i miecz... A świt przybyły..."
Komentarze
Prześlij komentarz