Przejdź do głównej zawartości

O drugim człowieku słów kilka

     Gdy wkraczałam w erę mojego życia zwaną "gimnazjum" miałam wiele żalu w sobie. Do siebie, do świata - no ciężko było znaleźć cokolwiek, co jawiło mi się w jasnych barwach. Mój nastoletni umysł był przekonany, że wszystkie "złe" rzeczy, które spotykały mnie od ludzi, były przez ich kontrolowanymi zachowaniami, mającymi na celu mnie zdenerwować, wpędzić w smutek czy inne takie... bzdury. Owszem, w momentach swojego jaśniejszego myślenia zdawałam sobie sprawę, że może rzeczywiście nikt nie chce zrobić mi na złość, a jedynie nie wie, jak ze mną postępować, żeby tego unikać (bądź nawet nie wiedział że tak na mnie wpływa!), jednak takie opamiętanie nie przychodziło zbyt często. 
     Wychodząc z tego stanu umysłu, bardzo mocno przeorganizowałam swój sposób myślenia, mogę nawet powiedzieć, że w pewnym sensie całe swoje życie. Jednak jedna rzecz wciąż powodowała, że wracałam do mojej "mrocznej puszczy" w głowie - rozczarowania. Byłam okrutnie sfrustrowana, kiedy ktoś coś odwoływał, z czegoś rezygnował czy też mnie z tego wykluczał. Jednak to było naturalne uczucie. Gorszą rzeczą była zakradająca się wtedy do mojego umysłu myśl, mówiąca, że tak naprawdę to jestem nic nie warta dla tych ludzi. Ciężko było mi się z nią pogodzić, zwłaszcza że rzecz dotyczyła moich najbliższych - nikt nie chce się czuć odrzucany czy też ignorowany przez rodziców czy też przyjaciół. 
     W pewnym momencie stwierdziłam, że mam tego dosyć - nie chcę się czuć w ten sposób już nigdy więcej! Najpierw miałam bardzo mocne postanowienie, żeby nie przywiązywać się do niczyich obietnic, planów czy czegokolwiek. Jednak ciężko tak - zawsze, kiedy coś planujesz, to nastawiasz się na to w pewien sposób, nawet podświadomie. Nie da się tego ot tak pozbyć. Dlatego poszukałam problemu gdzie indziej. Nie w ludziach, którzy mnie otaczali - nie mogłam założyć, że wszyscy są do imentu źli i mają mnie w głębokim poważaniu, bo bym chyba oszalała... Poszukałam problemu w sobie, w mojej interpretacji zdarzeń i świata. I tym chciałabym się dzisiaj z Wami podzielić!

     Ludźmi, którzy najczęściej zmieniali plany czy też mnie z nich wykluczali, była moja rodzina. Gdy umawialiśmy na jakieś wyjazdy, a oni je jednak odwoływali - a ja tak chciałam wyjechać! Bądź gdy mieliśmy gdzieś jechać wszyscy, ale potem część zostawała i z racji tego mnie również zostawiano. Traktowałam to jak afront, świadome rujnowanie moich planów, mienie mnie za nic! Łatwo sobie przecież wyobrazić co przeżywa zraniona nastolatka! Ale czy tak było naprawdę? Reorganizując swoje myślenie, zdałam sobie sprawę, że przecież oni też są ludźmi. Też mogą być zmęczeni i po prostu nie mieć siły organizować wyjazdu. Bądź w pracy mogło im coś wypaść. Albo woleli na razie zrezygnować z wyjazdu, żeby w innym terminie pojechać w inne miejsce i prawdziwie odpocząć, bez zmartwień na głowie. A skąd mogli wiedzieć, że dla mnie to taka różnica, skoro tak czy siak miałam wolne? Gdy mnie odsuwali bądź zostawali byli przekonani, że nie chciałam tak naprawdę brać w tym udziału, bądź, że nie ma tam nic, co mogłoby mnie zainteresować. Jestem osobą, która łatwo się męczy bodźcami zewnętrznymi, a oni żyjąc ze mną tyle lat zdążyli to już poznać i starali się ułatwić mi życie. Równocześnie byłam osobą dbającą o konwenanse, czującą się często zobowiązaną do czegoś - np. do uczestniczenia w imprezach rodzinnych, mimo braku młodzieży. Z resztą nie powiem, żebym była najbardziej zachęcającym towarzyszem różnych wyjazdów przez moją mimikę (zdałam sobie z tego sprawę dopiero, gdy na jednym wyjeździe moja siostra była za mnie odpowiedzialna i po dziesięć razy pytała czy dobrze się bawię - ponieważ się nie uśmiechałam). Potrafiłam stać i patrzeć się w przestrzeń np. na koncercie (kontemplując różne rzeczy, ale z zewnątrz z pewnością wyglądałam na niezbyt zadowoloną...), bądź czytać książkę w każdej wolnej chwili (jako mol książkowy, nie mogąc się oderwać od wciągającej lektury). W ten sposób postrzegając rzeczywistość zauważyłam, że oni nie są wcale wredni, ani że nie znaczę dla nich nic, jak myślałam wcześniej.

     Byli także Ci, którzy "zostawiali mnie na lodzie". Zapisywałam się na coś z kimś, ponieważ sama strasznie się bałam, a ta osoba rezygnowała w pewnym momencie. Czułam się znów zdradzona, nic nie warta, mimo że tak naprawdę myślałam egoistycznie. Jakie miałam prawo zatrzymywać drugą osobę na czymś, co najwyraźniej jej nie interesowało? Dlaczego chciałam ją zmuszać do aktywności, na którą nie miała ochoty - w imię mojej przyjemności? Tak, wciąż często gęsto boję się robić coś samej, ale staram się z tym walczyć. Bo ludzie w moim otoczeniu nie muszą mieć takich samych zainteresować co ja! 

     Co mi pomogło w pozbyciu się tych żali? Świadomość, że powinnam liczyć głównie na siebie i że owszem, zdrowy egoizm jest czasem potrzebny, ale nie w momencie, gdy wpływa na innych ludzi. Staram się nie zmuszać innych do aktywności, których nie chcą. Gdy chcę się jej podjąć sama, to oznajmiam im, że tak planuje, a oni mogą, aczkolwiek nie muszą się dołączyć. Owszem, z niektórych zrezygnuję z powodu braku towarzystwa, ale z innych staram się nie. To, że ktoś nie chce robić tego, co ja chcę, nie powinno mnie ograniczać. 
     Niezależność - to jest klucz do sukcesu. Czasem pragniemy towarzystwa innych, czasem go wręcz potrzebujemy i nie możemy się bez niego obejść. Ale należy rozróżnić te dwie sytuacje zarówno w swojej głowie, jak i w przekazie. Bo owszem, przyjaciele mogą czasem się "poświęcić" i wykonać aktywność, na którą początkowo nie mieli ochoty. Ba! Może im się nawet spodobać. Jednak czy nie lepsze jest towarzystwo ludzi podobnie zaangażowanych co my? A takie możemy spotkać, nawet gdy wykonujemy aktywność samotnie.
     Zauważyłam, że często problemem w tej niezależności staje się niska pewność siebie czy niskie poczucie własnej wartości. Zbytnie przejmowanie się, jak to będzie wyglądać, jak pójdę gdzieś sama, jak poradzę sobie bez wsparcia tej drugiej osoby w obcym sobie środowisku. Ale należy pamiętać, że ta druga osoba też była kiedyś obca. Każde środowisko było nam kiedyś obce! Warto czasem skoczyć na głęboką wodę, zaryzykować samotne wyjście na "nieznany teren", bo może okazać się, że była to najlepsza decyzja podjęta w życiu!

     A Wy co o tym myślicie? Macie/mieliście takie poczucie odrzucenia czy też nie bycia kimś, z kim się liczy otoczenie? A może macie własne sposoby na radzenie sobie z rozczarowaniem? Zachęcam do podzielenia się nimi!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Z pamiętnika Felicji Gródówny

IV. Powroty do przeszłości... Oto wściekle nieznośny temat,na którego dźwięk przewraca się Serce w środku i teatralnym gestem wpada do budki suflera... "- No nie! Tak się nie da żyć! - odrzeknie Rozum,machający nerwowo rękami strojnymi w blade płachty skóry. - Ale ja.. Ale ja nie potrafię.. - Tak,tak,już słyszałem tą bajeczkę! Takie bzdury w morzu mchem porastają... - machnął niecierpliwie prawicą.Zdegustowany Rozum podszedł do swojego ulubionego krzeszła,zamaszyście zgarnął zeń ulubioną gazetę i zasiadł wygodnie,oficjalnie kończąc rozmowę z niespełna rozumu kompanem. Serce jednak nie dawało za wygraną: - A bo ty to głupi jesteś! Ciągle byś tylko tak siedział i nic nie robił,a cały świat niechaj się sam składa i układa! Pff... Niedojda życiowa jedna,jakiś zardzewiały pomiot dawnej chwały,zapchlony kundel bez dachu nad głową,wielki mi panicz! Pfff... Niewzruszony Rozum dalej podążał wzrokiem za czarnymi liniami tekstu. Serce wyszło z ukrycia i spojrzało smutno na sufi

Krótki przewodnik po studiach!

Hejka! Dawno mnie tu nie było za co naprawdę przepraszam, ale dopiero teraz znalazłam chwilkę czasu. Zupełnie nie miałam ciekawego pomysłu na nowy post aż do teraz! W końcu mnie olśniło i zrozumiałam, że wiele z Was w tym roku rozpoczyna swoją przygodę ze studiami. Rok temu kompletnie nie miałam pojęcia co to znaczy studiować, na czym to polega i jak się to robi! Byłam naprawdę przerażona i nie miałam pojęcia jak to wszystko będzie wyglądało. Postanowiłam, więc ułatwić Wam to przejście z licealnej nauki i napisać krótki poradnik jak mogą wyglądać Wasze studia, w co najlepiej się zaopatrzyć i inne tego typu sprawy. Z racji tego, że wciąż w temacie jestem całkowicie nowa to musicie mi wybaczyć pewne niedociągnięcia. Od razu zaznaczę, że różne kierunki mogą wyglądać zupełnie inaczej, więc nie będę zagłębiać się w szczegóły programu, ale w razie pytań piszcie śmiało! Postaramy się Wam pomóc :) No to zaczynamy! 1. Sprawdź przedmioty jakie będą realizowane na I roku i literaturę z którą