I.
A miałam już tam więcej nie wracać... Mimo,że miejsce,które jest współ-bohaterem tych wypocin mijam prawie codziennie - żebyście wiedzieli ile ludzi także! - i od jakiegoś czasu nie umiem przejść obok niego obojętnie... znowu.
A miałam już tam więcej nie wracać... Mimo,że miejsce,które jest współ-bohaterem tych wypocin mijam prawie codziennie - żebyście wiedzieli ile ludzi także! - i od jakiegoś czasu nie umiem przejść obok niego obojętnie... znowu.
Pan Cień i ja wędrowaliśmy poniekąd starymi ścieżkami,rozglądając się za jakąś esencją w każdej cząstce napotykanej z każdym,następnym krokiem.Chyba o tym będziecie czytać - w pewnym momencie przystanęliśmy w punkcie kulminacyjnym spaceru,słońce przyjemnie wrzało w powietrzu,jeden z greckich bogów szalał wraz z wiatrem nad głowami przechodniów,wypełniając przestrzeń jedyną w swoim rodzaju ciszą wśród wielkiego harmidru głosów,śpiewów,krzyków - i milczenia...
Miłej lektury.
________________________________
TĘSKNOTA
W locie do niebios tykają czuby statków
Przestrzeni królowie,wichrów amicze,
I ta jedna duszyca w bezdechu.
Są światy kruszone na milion,
Spajane jedną dłoni opuszyną,
Gdy Mistrz z góry przekona obłoki,
Iż wyżej nad nie wyjdą ziemskie groty
Gdy oczęta nocą zaspane powieki utulą
Zagrzmią bębny setnych pomruków skrzydeł
Latarnie głosów zbudują mury,mosty i wieże,
A gwiazda wpłynie w źrenicy ramiona
I z jeziory pejzaże utworzony poranna...
I Mistrz rzecze - widziałem! Młoty spętane
W kruchości listowi zdjętych z mróz krzyży
W nowiu budzone na cichość pacierzy
Zlęknione,czy lęk otwierając - na zawołanie
Gdzie w skok bieżyła jędza na zryw gwiazdy,
Okiem przebiegłwszy zręcznie granice
Tam jej ślad w bezdechu białej damy
Bez pochodni nie trzyman w ręci
Jakby taniec odprawiając przyszłej zorzy
Misteriami - w lustrze odbita jej szarość
Co poza luną świecić chciała w pamięci,
Bez płomienia latarni śród śmierci
Gdy drzewo to jedynie żyć może
Kiedy ramię za pierwszej przybyłej
W ruinę popaść pozwoli
Gdy drzewo to jedynie żyć winno
Kiedy zarówno słońce jak i luna
Równi mu przyświecą za nocy i za dnia
Tak by złowrogiej monety błysk
Nie zabrał do żywota świecy w mroku
I Mistrz rzecze
Ponad trąby rozdarte od bębnów kamieni
Mozaiki spieszeń nad wtórem kosmosu
Myśl pędzi przezeń od oka do oczu
Jakby kwiat szukał swej męczycielki
Kiedy nawet bliżej niż ich para,
Są bliższe piastunki tej gwarnej macierzy,
Jakby niewidzialne spoiły ich pnącza
I jeden zapomniały zostawić przy drugim...
Że warte czekania są pełne ławki
I jeden pusty kamienia cień.
--------------------------------------
Z dedykacją dla Adama Mickiewicza.
24.04.18r.
Komentarze
Prześlij komentarz